Photo Rating Website
Start Dear Enemy das Parfum TEA1099H_3 b_de_cache

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robaków.
- Rozumiem. Trudno się je robi?
100
- Bardzo trudno. Reuben mówi, że potrzeba zręcz...
zręcz...
- Zręczności?
- No właśnie. Są takie ładne. Przyniosę ci jedną, jak
skończymy. - Kit przytulił się mocniej. - Zlicznie pachniesz.
Sophie uściskała go.
- Jaką opowieść chciałbyś usłyszeć?
- Tę o piratach!
Sophie uśmiechnęła się do siebie. Kit nigdy nie miał dość
opowieści o przygodach na pełnym morzu, wciąganiu pirackiej
bandery na maszt przed rejsem i o skarbach, które kryją Wyspy
Karaibskie.
Jego ulubionym bohaterem był Czarnobrody. Wyczyny
osławionego kapitana imponowały mu i starał się
usprawiedliwiać najgorsze okrucieństwa swego idola.
- Czy on zawsze zrzucał swoich więzniów do morza? -
dopytywał się z niepokojem.
- Myślę, że nie zawsze, zwłaszcza kiedy błagali o
litość. Poza tym, jak wiesz, najprawdopodobniej umieli
pływać.
- A co z rekinami, mamo? - Kit wzdrygnął się
teatralnie. - Ja byłbym okropnie przerażony.
Sophie się roześmiała.
- Wątpię, czy kiedykolwiek będziesz miał okazję
spotkać rekina, kochanie.
- Ale mógłbym znalezć skarb. Obiecałaś mi, że
wybierzemy się na wybrzeże.
- Jak tylko pogoda się poprawi. Czasami sztormy
wyrzucają skarby na plaże, chociaż nie zawsze jest to złoto i
klejnoty.
- Opowiedz mi o klejnotach. - Kit dotknął palcem
broszki Sophie. - Czy wyglądają tak jak ta broszka? Jest
piękna!
101
- Czarnobrody miał pełne skrzynie takich rzeczy, ale
ukrył je daleko stąd, w Indiach.
- Ale mówiłaś, że był Anglikiem. Może przywiózł
część skarbów z sobą.
- Może tak. - Zatrzymała swoje myśli dla siebie.
Skarby nie zdały się na wiele słynnemu wilkowi morskiemu,
kiedy stał pod szubienicą z pętlą na szyi. Zabrał swój sekret do
Stwórcy.
- Jeśli będę kopał wystarczająco głęboko, znajdę je. -
Kit robił się senny. Ciepło ognia i czułe objęcia matki zrobiły
swoje. Choć za wszelką cenę starał się nie zamykać oczu,
zasnął jak kamień.
Sophie popatrzyła na niego. Powinna się podnieść i
położyć go do łóżka, ale chwila była zbyt cenna. Ta bezbronna
mała istotka była całym jej światem. Będzie ją chronić, póki
starczy życia.
Ułożyła syna wygodniej, przymknęła oczy. Po kilku
niespokojnych nocach brak snu dał się jej we znaki. Aż nagle
oprzytomniała, czując, że ktoś ją obserwuje.
- Nie, proszę nie wstawać! - Hatton delikatnie położył
jej dłoń na ramieniu. - Wygląda na to, że bardzo potrzebuje
pani odpoczynku.
W jego głosie pojawiła się nuta, której dotąd nie słyszała.
Szybko podniosła wzrok. Migotliwe światło przesuwało się po
surowej męskiej twarzy, na której pojawiła się... czułość? Och,
pewnie się jej przywidziało. Hatton miał znów nieprzeniknioną
minę.
- Nancy mówiła mi, że chciała pani mnie widzieć.
Czym mogę pani służyć?
- Ach tak... Panie Hatton, mam wrażenie, że popełnia
pan błąd. - Już była całkiem przytomna, skupiona, poważna.
- Jeszcze jeden? Co pani ma na myśli?
- Jak dobrze zna pan Nancy?
102
- Wystarczająco dobrze. Czyżby nadal pani uważała, że
Nancy nie nadaje się do pracy w gospodzie? Zbyt młoda? Zbyt
ładna? To niegodne pani.
- Nie w tym rzecz. Dlaczego nie powiedział mi pan,
kim ona jest? Dzisiaj dowiedziałam się, że jej mąż został
zamordowany. Czyżby była kolejną kobietą, którą chce pan
wykorzystać do własnych celów?
- Może to panią zaskoczy - powiedział chłodno - ale
nie szukałem jej. Przyszła do mnie sama.
- To zrozumiałe - po chwili namysłu powiedziała
Sophie.
- Co w takim razie panią niepokoi? Na pewno wierzy
pani, że Nancy zrobi co w jej mocy, by mordercy jej męża
ponieśli karę.
- Powiedział mi pan kiedyś, że nie zna się pan na
kobiecych sercach. Ostrzegam więc pana, że igra pan z
ogniem.
- Czy pani zanadto nie dramatyzuje, pani Firle? - rzucił
kpiąco.
- Radzę panu mnie wysłuchać. Nie jest pan w stanie
przewidzieć, co zrobi Nancy. Ona jest opętana nienawiścią.
- Myśli pani, że to coś złego?
- Potrafię ją zrozumieć, niemniej uważam, że to
niebezpieczne. Nancy może narazić na niebezpieczeństwo nas
wszystkich. Jeśli znajdzie ludzi, którzy zabili jej męża i
pozbawili ją nienarodzonego dziecka, może uczynić wszystko i
żadne pańskie słowa jej nie powstrzymają.
- Może i ma pani rację - po dłuższym namyśle przyznał
Hatton. - Będę na nią uważał.
Sophie wiedziała, że przydałoby się znacznie więcej.
Nancy była mistrzynią w ukrywaniu prawdziwych uczuć.
Trzeba było drugiej kobiety, by je odkryć.
- A więc nie odeśle jej pan?
103
- Nie. Jeśli ma pani rację, rzeczywiście mogłaby wziąć
sprawy w swoje ręce i zrujnować cały nasz plan. Właśnie
dlatego lepiej będzie zatrzymać ją tutaj, mieć na nią oko.
Naturalnie, jeśli pani i ona pałacie do siebie niechęcią...
- Nie! - odparła Sophie gwałtownie. - Bardzo ją
polubiłam. Przykro mi tylko, że ma taką obsesję. Nienawiść to
niszczące uczucie, zaślepia, ogranicza widzenie świata do
jednej obsesji. Jeszcze bardziej krzywdzi osobę raz już
skrzywdzoną, a do tego naraża ją na niebezpieczeństwo, bo
niweczy rozwagę.
- Ma pani rację. - Hatton usiadł w fotelu. - Często
odczuwam to samo. Nienawidząc naszych wrogów, pchamy się
w ich ręce. Poza tym nienawiść okalecza człowieka na całe
życie, bo odbiera mu umiejętność cieszenia się codziennymi
przyjemnościami.
Sophię zaskoczyło, jak łatwo się z nią zgodził.
Wyobrażała sobie, że temu bezwzględnemu człowiekowi nie są
obce największe okrucieństwa płynące z nienawiści.
Spojrzała na synka.
- Przepraszam, ale muszę położyć Kita do łóżka.
- Pozwoli pani. - Z zadziwiającą delikatnością wziął
chłopca od niej, pochylając się przy tym tak nisko, że wargami
niemal dotknął jej policzka.
Sophie odwróciła głowę. Ta bliskość ją zaniepokoiła... a
zarazem dziwnie podekscytowała. Jak to by było poczuć
jeszcze raz te silne ramiona wokół siebie? Wspomnienie
pocałunku i jej natychmiastowej reakcji powróciło. Było
przyjemne, a zarazem budziło zażenowanie i wstyd.
Zwiadomość, że miała tak niewielką kontrolę nad własnymi
zmysłami, była upokarzająca.
Wyciągnęła ręce po Kita, ale Hatton ruchem głowy
wskazał jej, by wyszła z pokoju przed nim. Zrezygnowała z
protestu, by nie obudzić syna.
104
Położył chłopca na łóżku i zabrał się do
rozsznurowywania butów.
- Co z was za rodzina! - zażartował. - Zdaje się, że
ciągle zdejmuję buty śpiącym...
Policzki Sophie pokryły się rumieńcem.
- Nie ma potrzeby, żeby pan to robił. Potrafię rozebrać
mego syna bez niczyjej pomocy.
Gotowała się z oburzenia. To mało szarmanckie z jego
strony, że przypomniał jej poprzednią noc, kiedy zaniósł ją do
łóżka i rozebrał.
- Proszę nie brać sobie tego do serca, pani Firle. Teraz,
jeśli pani uniesie małego, ściągnę mu kurtkę i spodnie. -
Zaskakująco dobrze mu szło. Kit nie przebudził się, nawet
kiedy Hatton ubierał go w nocną koszulę. - Ot, gotowe -
powiedział z wyrazną satysfakcją. - Do rana będzie spał jak
kamień. Stał się cieniem Reubena. Są zajęci od rana do
wieczora.
- Pański służący jest dla niego bardzo dobry.
- Polubił Kita. Chłopak jest pojętny i interesuje się
wszystkim dookoła. Poza tym Reuben nie ma nic przeciwko
temu, by być traktowanym niczym półbóg.
Sophie roześmiała się wbrew sobie.
- Obawiam się, że Kit zabiera Reubenowi zbyt dużo
czasu, panie Hatton. Dziwię się, że pan na to pozwala.
- W tej chwili nie stanowi to problemu - odparł lekkim
tonem. - Skoro pani syn leży już w łóżku, spodziewam się, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • madzia85.keep.pl
  • Kiedy nie ma się czego bać, tchórz może być tak samo odważny jak każdy inny.

    Designed By Royalty-Free.Org