Photo Rating Website
Start Dear Enemy das Parfum TEA1099H_3 b_de_cache

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tarapaty. Czy nie możesz poświęcić mi choć kilku minut?
Sally uśmiechnęła się słabo.
-Chciałabym, Mike, ale widocznie mam niepodzielny umysł. Nie mogę po prostu myśleć o niczym innym. Musimy
znalezć te sześćset funtów dziś przed południem. Nie mogę siedzieć tutaj i zabawiać cię rozmową, kiedy jest tak
mało czasu.
Zrozum to.
Opadł na poduszki i głęboko westchnął.
-W porządku, więc ja nie jestem najważniejszy. Właściwie powinienem był się tego spodziewać. Nie kochasz mnie
już tak, jak kiedyś, prawda? Albo chcesz odegrać się, ponieważ uważasz, że cię kiedyś skrzywdziłem.
- Och, Mike! - zaprotestowała Sally z rumieńcem na twarzy i złościąw głosie. - To nie fair! Ja wcale nie próbuję ci
doku-
102
czyć. Ty po prostu nie chcesz mnie zrozumieć. To ty mnie nie kochasz. Inaczej chciałbyś mi pomóc.
- Do licha, pewnie, że pomógłbym, gdybym mógł! - zawołał. - Ale szczerze, nie oczekujesz chyba, że- spakuję
manatki i pojadę do domu tylko po to, by wyciągnąć tego idiotycznego Basila z kłopotów. Zastanów się, dlaczego
miałbym to zrobić?
-Rzeczywiście, nie widzę żadnego powodu... - powiedziała Sally prawie niedosłyszalnie.
Przez chwilę żadne nie odzywało się. Mike spoglądał na twarz dziewczyny trochę rozdrażniony, lecz i trochę
podniecony. Skóra Sally miała teraz wspaniały złotawobrązowy odcień, a ogromne, zielone oczy były może nawet
piękniejsze, kiedy miotały błyskawice. Chciał zobaczyć jak jej spojrzenie robi się głębokie, łagodne i pełne miłości
do niego, jak niegdyś. Chciał się z nią kochać, lecz było zupełnie oczywiste, że tego ranka w najmniejszym nawet
stopniu nie interesowała się nim.
- Posłuchaj, a może byś poprosiła o pomoc tego twojego austriackiego przyjaciela. Bez wątpienia ma pieniądze, i to
w nadmiarze. Widać, że szaleje za tobą. - Mike'owi coraz bardziej podobał się ten pomysł. - To rozwiąże wszystkie
kłopoty. Wez od niego pożyczkę, zapłać ten nieszczęsny rachunek i wracaj do mnie jak najszybciej. Co ty na to,
kochanie? Uważam, że to jest genialne rozwiązanie, chociaż sam je wymyśliłem..
Sally zaniemówiła. W głowie wirowały jej rozmaite myśli. Johann na pewno ma szylingi, ale przecież nie wypadało
prosić go, by pożyczył jej tak dużą sumę. Był nieznajomym, no, nawet jeśli znali się już trochę, to nie na tyle, by
pożyczać od niego pieniądze. Poza tym Mike musiał zdawać sobie sprawę, że nie powinna zaciągać zobowiązań
wobec Johanna tylko dlatego, że ten ją lubił.  Szaleje za tobą!" - takich słów użył. Czy to była prawda? A może Mike
tak tylko mówił, niewiele myśląc. Przecież gdyby Johann zakochał się w niej, ona by to dostrzegła?
- No, o co tym razem chodzi? - zakłócił jej rozmyślania Mike. - Jestem pewien, że nie odmówi.
-Ależ, Mike... - przerwała, niezdolna wyrazić słowami swoją niechęć do wykorzystywania w ten sposób sympatii
Johanna.
100
- No więc? - ponaglał.
- Nie mogę prosić go o pieniądze. Wzruszył ramionami.
- Nie, nie mogę! - wybuchnęła Sally. - Po prostu, nie! Nie Johanna.
-A cóż jest takiego specjalnego w tym Johannie? - zapytał zgryzliwie. - Czego się boisz? Czy sądzisz, że mógłby cię
wykorzystać tylko dlatego, że jesteś mu coś winna?
Sally ponownie oblała się rumieńcem.
- On by tego nie zrobił! Nie znasz go, inaczej nie powiedziałbyś czegoś takiego. W ogóle, jak możesz mówić tak o
kimkolwiek?
Rozgniewany i ogarnięty zazdrością zmarszczył brwi.
- Zdaje się, że masz o nim bardzo dobre mniemanie. Zaczynam się zastanawiać co was łączy.
Sally zerwała się na równe nogi i popatrzyła na niego z góry zdumiona i zła.
- Dość tego, Mike. Nie zostanę tu dłużej, by wysłuchiwać impertynencji. Lecz skoro już zapytałeś, wiedz, że nic
między nami nie było. Jesteśmy przyjaciółmi - i niczym więcej.
Twarz Mike'a złagodniała. Wyciągnął do niej obie ręce.
-No dobrze, już dobrze, Sally. Nie denerwuj się. Ja tylko żartowałem. Nie możesz mieć żalu o to, że jestem trochę za-
zdrosny, to przecież wyraz uznania. To dlatego, że cię kocham i nie mogę znieść myśli, że mogłoby ci zależeć na
kimś innym. Chodz tutaj i pocałuj mnie najdroższa. Potem pozwolę ci wyjść.
Sally zawahała się. W pewien sposób rozumiała jego uczucia, lecz przez chwilę, za te uwagi o Johannie,
nienawidziła go z całej duszy. Było tak, jakby jemu, Mike'owi, udało się sprowadzić niewinny, wartościowy związek
do tak niskiego poziomu, gdzie prawdziwa, czysta przyjazń nie istnieje. Gdyby tylko zadał sobie trud i zapytał ją
wcześniej o Johanna, wytłumaczyłaby mu, że nie ma powodu do zazdrości. Po prostu wyciągnął niewłaściwe
wnioski.
-Kochanie, podejdz tutaj. To nieładnie trzymać się tak daleko ode mnie, kiedy moja noga nie pozwala mi wyskoczyć
z łóżka i podejść do ciebie.
104
Odprężyła się trochę i zbliżyła do łóżka. Chwilę pózniej leżała już w jego ramionach, a on całował ją namiętnie.
Poczuła jego usta, twarde i pożądliwe, i przez chwilę oddawała mu równie gorące pocałunki. Lecz dzwon kościelny
przywrócił jej poczucie czasu. Odsunęła się.
-Muszę wracać do Bobbie! - zaprotestowała bez tchu. -Puść mnie, Mike, proszę. Wrócę, kiedy załatwimy tę sprawę.
Lecz teraz, proszę, puść mnie już.
Próbował jeszcze raz ją pocałować, ale nie znajdując tym razem odpowiedzi, uwolnił ją z westchnieniem.
- Chyba muszę cię puścić - powiedział sięgając po papierosy i zapalając jednego. - Wiesz, Sally, zmieniłaś się. Jesteś
dużo twardsza niż kiedyś - bardziej niezależna. Chyba należało się tego spodziewać. Lecz były czasy, kiedy... kiedy
nic nie zmusiłoby cię do odejścia... zwłaszcza gdy wiedziałaś jak bardzo ciebie pragnę.
- Och, przestań! - powiedziała Sally wygładzając włosy i odsuwając się jak najdalej od niego. - Wiesz, że nie chcę
iść. Po prostu muszę. Zrozum to, proszę.
Wzruszył ramionami, bez uśmiechu, pokazując jej, jak bardzo go rozczarowała. Zawsze pragnęła jego aprobaty,
zawsze była nieszczęśliwa mając świadomość, że zawiodła go lub zdenerwowała. Aż nadto dobrze zapamiętane
poczucie, że nie jest w stanie spełnić jego oczekiwań, powróciło z całą ostrością.
Dopiero kiedy wyszła na dwór, w drodze do  Edelweiss", uświadomiła sobie, że to przecież on ją zawiódł. Nie jako
kochanek, lecz jako przyjaciel. Nie pomoże Bobbie i Basilowi. Nie zamierzał pożyczyć im pieniędzy. Nie
zaoferował nawet kilku funtów. Zaproponował, by poprosiła Johanna.
To była ostatnia rzecz, którą chciałaby lub mogła zrobić.
102
Rozdział 11
Kiedy weszła do hotelu, Bobbie wybiegła jej naprzeciw równie radosna, jak Sally była przygnębiona.
- Sal, już po kłopocie. Załatwione.
- Czy to znaczy, że nie musicie płacić kary? - zapytała zdejmując rękawiczki i wieszając kurtkę na wieszaku w holu.
- Nie, to nie to. Musimy zapłacić, ale Johann pożyczy nam pieniądze. Czy nie jest cudowny? Tak mi ulżyło, Sal,
nawet sobie nie wyobrażasz!
-Johann? - powtórzyła jak echo Sally, - Bobbie, chyba nie poprosiłaś jego?! Ja...
- Nie, głuptasie! - przerwała jej Bobbie promieniejąca wszystkimi piegami. - Przyszedł tutaj po ciebie, a kiedy mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • madzia85.keep.pl
  • Kiedy nie ma się czego bać, tchórz może być tak samo odważny jak każdy inny.

    Designed By Royalty-Free.Org