Photo Rating Website
Start Dear Enemy das Parfum TEA1099H_3 b_de_cache

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zabrał Rawleya. - Poczuła, jak Hunter sztywnieje i zakaszlała. - Nie. nie... Rawley
chciał z nim iść. Poszli po prostu... do kina...
Posadził ją na kanapie. Była o krok od ataku histerii. Znal te objawy, widywał je u Mi-
chelle po jej walkach z Troyem.
- Co ci zrobił? - spytał łagodnie. Michelle nigdy wszystkiego mu nie mówiła.
Zabije go.
Jenny nie odpowiadała. Nie mogła.
- Zrobił ci krzywdę?
- Nie mam żadnych śladów - odpowiedziała z goryczą. Ujął jej ramiona i obrócił ku so-
bie.
- Jenny, posłuchaj mnie. Nie pozwolę, by kiedykolwiek cię skrzywdził. Rozumiesz?
- Nie mogę myśleć. On jest... gorszy niż kiedyś.  Hunter zacisnął zęby.
- To sadysta.  Zupełnie opadła z sił.
- Tak...
Słuchał jej płytkiego, urywanego oddechu i zastanawiał się. Co zrobi teraz Troy, skoro
zna prawdę o Rawleyu? Wiedział, że ten człowiek nie ma sumienia. Chciał tego, co akurat
przychodziło mu do głowy. I pieniędzy. A także seksualnej władzy nad kobietami.
- Nie skrzywdzi własnego syna - powiedział.
- Mówiłeś, że go znasz. - Kurtka Huntera tłumiła głos Jenny. - Naprawdę tak sądzisz?
- Wiem, że mu na to nie pozwolę.
- Skąd go znasz?
Zawahał się. To z pewnością nie pora, żeby opowiadać o tragedii Michelle, o tym, że to
Troy zabił jego siostrę, zwłaszcza kiedy jest z nim teraz Rawley.
- Poznałem go w Los Angeles.
- Czy mój ojciec z tobą rozmawiał?
- Tak. Przez swoich adwokatów.
- Nie rozumiem - mruknęła, odsuwając się i przesuwając ręką po czole. Oczy jej błysz-
czały, policzki miała zarumienione. - Muszę jak najszybciej jechać do Santa Fe. Dziś wieczo-
rem. Muszę od niego uciec.
- Pojadę z tobą.
- Nie mogę... - Wykręcała dłonie. - Nie mogę cię o to prosić.
- Kiedyś muszę tam wrócić. Pojedziemy razem.
- Ja...
Zadzwonił telefon. Oboje drgnęli. Jenny popatrzyła na aparat, jakby to był naładowany i
wycelowany w nią pistolet, ale po chwili mruknęła:
- Rawley. - Podniosła słuchawkę. Hunter podszedł do niej.
 Wróciliśmy! - odezwał się śpiewny głos Magdy. - Jenny, kochanie, pospiesz się i przy-
jeżdżaj. Santa Fe jest przepiękne. A twoja restauracja! Boże, dziewczyno! Przejeżdżaliśmy
obok w drodze do domu; właściwie wszystko jest gotowe! - Urwała i nasłuchiwała przez chwi-
lę. - Jesteś tam?
- Tak.
- Wszystko w porządku? - W jej głosie brzmiała troska. Jenny pociągnęła nosem. Już nic
nigdy nie będzie w porządku.
- Nie mogę się doczekać, kiedy was zobaczę.
- Miałaś jakiś sygnał od Huntera po powrocie?
- Tak.
- Masz taki smutny głos.
- Och, Magda, nie mogę teraz rozmawiać. Będę w Santa Fe pod koniec tygodnia.
- W porządku - powiedziała Magda, nieco zmrożona lakonicznymi odpowiedziami Jen-
ny. - Wytrzymaj te parę dni. Całujemy cię oboje z Phi-lem.
- Ja was też. - Szybko odłożyła słuchawkę. Czuła, że za chwilę rozsypie się w kawałki. Po-
patrzyła na Huntera; potrzebowała teraz jego siły i milczącego zrozumienia bardziej niż cze-
gokolwiek na świecie. Chciała zwinąć się w jego ramionach, ale tylko wzięła głęboki oddech i
powiedziała już trochę spokojniej: - Zacznę się pakować. - Przeszła obok niego i otworzyła
drzwi do swojej garderoby.
Troy siedział na najnudniejszym filmie, jaki zdarzyło mu się w życiu oglądać. Jakaś hi-
storia o kung-fu, która miała być dobra i zabawna, ale Troy nie mógł ścierpieć tego, że główna
bohaterka zawsze wygrywała. Za każdym razem, kiedy powalała jakiegoś stupięćdziesięcioki-
logramowego faceta, z trudem powstrzymywał się, by nie parsknąć śmiechem. Potrzebny był
jej facet, który by ją porządnie przerżnął. Miała niezłe cycki, ładnie sterczące pod elastycznym
topem. Chętnie by jej przyłożył w twarz. Tak, żeby poczuła.
Wyciągnął z kieszeni paczkę gum i wsunął do ust jeden płatek. Chłopak rzucił na niego
okiem, więc Troy po cichu spytał go, czy też ma ochotę. Pokręcił głową. Troy ukradkiem przy-
glądał się jego profilowi. Podobny do Jenny, ale to zdecydowanie jego syn. Tak jest. Przypo-
mniał sobie wyraz jej twarzy i zaśmiał się cicho. Co za suka! Tyle łat ukrywać przed nim dzie-
ciaka! Miał ochotę piać z zachwytu. Teraz ją ma. I starego też.
Ale ich załatwi. Najchętniej biłby się ze śmiechu po kolanach.
- Podoba ci się? - spytał Rawley, głosem tak pełnym nadziei, że Troy omal nie potargał
mu serdecznie czupryny.
- Fajna akcja.
- Noo. Mnie też się podoba.
Urok. Tylko tego trzeba. Nawet wobec piętnastolatka. Ciekawe, czy łatwo da się go na-
stawić przeciw Jenny? Wygląda na to, że raczej tak. A co ona będzie gotowa zrobić, żeby odzy-
skać jego względy? Wszystko. Na pewno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • madzia85.keep.pl
  • Kiedy nie ma się czego bać, tchórz może być tak samo odważny jak każdy inny.

    Designed By Royalty-Free.Org